Mało która firma ma taką moc ciągnięcia za sobą branży jak Apple. I nawet jeżeli ktoś się z tym stwierdzeniem nie zgadza, to wciąż musi zaakceptować szereg “zbiegów okoliczności”, które się wydarzyły po ruchach giganta z Cupertino.
Przykładów jest bez liku i najbardziej przychodzą do głowy zrezygnowanie z wejścia jack, usunięcie słuchawek z opakowania, a nawet kostki do ładowania. Wówczas kontrowersyjne i wyśmiewane ruchy, a dzisiaj standard całej branży. Jednakże ten, które mnie osobiście zabolał najbardziej, nie ma związku z dodatkami i konsekwencje tej decyzji do dzisiaj odczuwają miliony osób.
Apple wciąż ma ten sam problem, a wraz z nimi – cała branża
Kilka dni temu potrzebowałem coś sprawdzić, więc zdjąłem z górnej krawędzi monitora moją kamerkę internetową łamane przez wyświetlacz z czasem. Tak się składa, że to nie jest taka standardowa wersja, lecz… iPhone 13 mini, a raczej mój UKOCHANY iPhone 13 mini – ostatni ze swojego gatunku.
Natychmiast gdy go wziąłem do ręki poczułem jak doskonale w niej leży, jak ekran wciąż się sprawuje świetnie mimo braku 120Hz oraz jak cudownie lekkie jest to urządzenie. Od tamtej chwili non stop rozważam, czy nie powinienem przełożyć karty sim z iPhone’a Pro i powrócić do tego cuda. Jedyne co mnie powstrzymuje to aparat, który czasami przydaje mi się do pracy, gdy nie mam ze sobą obiektywu, który akurat by się przydał.
Nie tylko ja tak uważam, tak właściwie to znam całkiem wiele osób, które ubolewają nad brakiem małych telefonów, a jedną z nich szczególnie podziwiam, gdyż oddanie używała iPhone’a SE do pojawienia się 13 mini (w cudownej czerwieni, którego używałem i ja). Nawet redaktorka the Verge na co dzień recenzująca najnowocześniejsze telefony, jak i ja uwielbia to małe urządzenie i żartobliwie sugeruje zorganizowanie pogrzebu, gdy nadejdzie smutna chwila konieczności porzucenia miniacza.
Niestety, jakoś w połowie drogi do premiery iPhone’a 14, stało się jasne, że Apple nie zrobi następnego, a zatem 2021 rok to ostatni, kiedy można się było cieszyć maleństwem z ekranem 5,4“ (iPhone SE 2. generacji miał mniejszy, ale to dlatego, że posiadał przycisk, wymiary miał większe). Ktoś może się zastanawiać, skąd ten żal? Czy nie wystarczy kupić nowego smartfona?
Branża najwyraźniej stwierdziła, że skoro im się nie udało, to nikomu się nie uda. Teraz, w końcówce 2025 roku, każda lista podsumowująca najlepsze, małe telefony tego roku zaczyna się od… Wszelkich flipopodobnych składaków, które w istocie po złożeniu są malutkie – i też między innymi dlatego je uwielbiam – ale dość oszukane jest wciąganie ich na taką listę. Poza nimi są po prostu podstawowe wersje flagowców takich jak Pixel, Samsung Galaxy S25 czy iPhone 17. Każdy co najmniej dwa centymetry dłuższy i o jeden szerszy niż mini. Po prostu przestano je robić.
Inne opcje to pójść w totalne szaleństwo z telefonami kierowanymi do seniorów lub wariactwa o zaniżonych specyfikacjach jak Jelly Star zasilany Androidem 13, który jest aż komicznie maleńki.
Na domiar złego, nadzieję pokładam w czymś, czego znów najwyraźniej ludzie nie chcą. Miałem okazję recenzować Samsunga Galaxy S25 Edge’a, który skradł mi serce i jeżeli miałbym porzucić środowisko Apple to właśnie dla niego. Jego używanie sprawiło, że zrozumiałem ideę cieniutkich smartfonów i nie mogłem się doczekać iPhone’a Aira. Edge nawet w swojej wielkości Samsunga Plusa wciąż był na tyle lekki, że z łatwością się go używało i to on mógłby mi zastąpić w przyszłości “standardowej” wielkości smartphone’a, niestety… Sprzedaż i Edge’a i Aira jest najwyraźniej niezadowalająca i producenci mają z nich zrezygnować. ECH!
Pocieszam się magsafem, dzięki któremu mogłem zakupić PopSocketa, taki dodatek ułatwiający trzymanie telefonu, nieinwazyjnie trzymający się na magnesie plecków. Poza tym czekam, aż potanieją składaki i nie mam nadziei na poprawę sytuacji na rynku. Co zrobić, jak nic nie da się zrobić?

