„Jedyna” to szalony i wielowymiarowy serial twórcy Breaking Bad, który łączy absurdalną rozrywkę z głęboką refleksją nad społeczeństwem – musicie to zobaczyć.
Wyobraźcie sobie świat, w którym wszyscy ludzie są szczęśliwi, życzliwi i gotowi do bezwarunkowej pomocy. Wiem, że w naszych polskich realiach brzmi to jak kompletna abstrakcja, ale dla Carol – głównej bohaterki serialu Jedyna – jest to smutna rzeczywistość. Dlaczego smutna? Bo świat ogarnięty epidemią szczęścia wcale nie jest taki kolorowy, jak mogłoby się wydawać. Jasne, wszelkie nierówności i problemy społeczne odeszły w niepamięć, ale jest jeden haczyk, który Carol nie daje spokoju – to właśnie ten jeden mankament pisarka w kryzysie twórczym będzie musiała rozwikłać, a my w roli biernego widza będziemy jej towarzyszyć. Gwarantuję Wam, że będzie to fantastyczne doświadczenie.
A gdyby kosmici nie chcieli nas zniszczyć, tylko… uszczęśliwić? Za wszelką cenę
Z Apple TV mam ostatnio typowe love-hate relationship – na jabłkowym streamingu przez kilka miesięcy nie pojawia się nic ciekawego, aż tu nagle wypuszczają jeden z najlepszych seriali science fiction ostatnich lat. Mowa tu oczywiście o serialu Jedyna, który w ubiegłym tygodniu pojawił się na platformie Apple – jego twórcą jest Vince Gilligan, który dał światu takie dzieła jak Breaking Bad czy Better Call Saul. Już samo to powinno być wystarczającą rekomendacją, ale pozwólcie, że zarysuję Wam motyw fabularny, bo to właśnie ten szalony pomysł robi całą robotę.
Tak wiele mówi się w ostatnim czasie o istotach pozaziemskich. To, że istnieją, wiemy niemalże na pewno, ale jak wyglądają i jakie mają zamiary – to wciąż owiane jest tajemnicą i rozbudza wyobraźnię fanów UFO. Szczególnie ta druga kwestia intryguje i niepokoi – po co nas odwiedzają? Cóż, odpowiedź Vince’a Gilligana jest jednocześnie zachwycająca i przerażająca. Według serialu Jedyna pozaziemskie życie chce jedynie zaprowadzić na Ziemi wieczne, niczym nieograniczone szczęście – koszta tego przedsięwzięcia są jednak bardzo wysokie.
Sygnał odebrany z kosmosu okazuje się instrukcją stworzenia „wirusa szczęścia”, który rozlewa się po całym globie w błyskawicznym tempie. Zamienia ludzi w jeden organizm, zachowujący wiedzę i cechy osobowości wszystkich Homo sapiens, zamieszkujących błękitną planetę. Twój zarażony sąsiad mentalnie staje się więc twoją matką, bratem, dentystą, szefem i prezydentem – wizualnie jednak wciąż zachowuje swoją pierwotną formę. Ludzkość współpracuje, dzieli się, pomaga i nie krzywdzi – nie musi nawet się odzywać, bo poczuciem odpowiedzialności za wszystkich steruje jeden wszechmózg. Można by więc zażartować, że to wizja perfekcyjnego komunizmu, zanim wypaczyliśmy wszelkie jego wartości, ale nie wiem, czy twórcom przyświecały akurat te konkretne ideały.
Najciekawsze jest jednak to, że beztroskim szczęściem nie udało się objąć wszystkich ludzi na świecie – swoje dawne „ja” zachowało tylko sześciu ocalałych i to właśnie do tego skromnego grona należy Carol. Niezadowolona z życia pisarka romansów dla dojrzałych kobiet za nic w świecie nie chce poddać się próbom przeciągnięcia na stronę szczęśliwych. Musicie bowiem wiedzieć, że nie wszyscy przeszli proces uszczęśliwiania bezboleśnie – wirus zabił miliony, a pośród ofiar znalazła się ukochana Carol. Bohaterka kierowana osobistym poczuciem zemsty staje więc naprzeciw pozaziemskiej i nie do końca zrozumiałej machiny – zrobi wszystko, by świat był szary, zawistny i pełen problemów życia codziennego, ale za to ludzki.
Między rozrywką a bolesną prawdą o ludziach
Sukces Jedynej leży w wielowymiarowości serialu. To produkcja nie tylko świetnie zrealizowana i zagrana, pełna subtelnego humoru, ale też jedna wielka alegoria. Można doszukiwać się tu motywów społeczeństwa masowego, żyjącego pod presją konformizmu – braku opinii, krytycznego myślenia i utraty autonomii. Serial z odcinka na odcinek coraz mocniej pokazuje, że społeczeństwo żyjące według tylko jednej zasady jest podatne na wiele zaniedbań. Doszukuje się też w nim alegorii dominacji technologii i AI – jeden organizm sterujący całą populacją przywodzi na myśl algorytmy, które homogenizują zachowania i modele AI uczące się na danych milionów ludzi.
W trakcie oglądania nie mogłem też pozbyć się wrażenia, że twórcy próbują między wierszami ostrzec nas przed epidemią populistycznej radykalizacji, która w teorii może przemycać co prawda wiele pozytywnych wartości, ale nie mówi głośno o tym, że funkcjonuje w imię zasady „po trupach do celu”.
Vince Gilligan punktuje ludzką krótkowzroczność i przekupną naturę. Ocalali, z którymi Carol spotyka się w trakcie poszukiwania odpowiedzi, są w stanie „zdradzić” swoją rasę (jak nazywa to sama bohaterka) dla kilku miesięcy życia w wygodach i luksusach. Musicie bowiem wiedzieć, że ich także czeka los połączenia z jednym organizmem, ale zanim nowa ludzkość wpadnie na pomysł, jak to zrobić, ocalali będą mogli korzystać ze wszystkich zasobów Ziemi, łącznie z willami milionerów czy samolotem prezydenta.
Pomimo tego, że tak wiele jest w serialu Jedyna moralizowania, to produkcja nie traci na aspektach rozrywkowych. Jest zabawnie, jest rozrywkowo, oryginalnie i absurdalnie. To właśnie ten mechanizm „co jeszcze szalonego wydarzy się w następnym odcinku” przyciąga do nowego dzieła Apple jak magnes. Znajdziecie więc tu wszystko, czego można oczekiwać od jakościowego dzieła kultury – rozrywkę i refleksję. To zaś ma odzwierciedlenie w opiniach widzów i krytyków – Jedyna może pochwalić się fantastycznymi recenzjami i gwarantuję, że Wam również się spodoba.

