Blisko pięć dni trwała akcja poszukiwań 57-letniego Tadeusza D. Ciało mężczyzny zostało znalezione we wtorek w godzinach wieczornych. Jak poinformowano, najprawdopodobniej odebrał sobie życie.
W obławę za podejrzanym zaangażowanych było setki policjantów i wiele jednostek sprzętu policyjnego. Media informowane były między innymi o użyciu śmigłowców wielozadaniowych Black Hawk, a także bezzałogowców rozpoznawczo-bojowych Bayraktar.
Poszukiwania Tadeusza D. Ekspert o „policyjnej reklamie”
W rozmowie z Interią, akcję poszukiwawczą skomentował Bartłomiej Małczyk. Analityk wojskowy, absolwent Terezjańskiej Akademii Wojskowej twierdzi, że działania służb miały w dużej mierze charakter reklamowy, ukazujący potencjalne możliwości. Użyty sprzęt miał być bowiem mało skuteczny do tego typu misji.
– Było to szczególnie widoczne, gdy ogłoszono, że na miejsce sprowadzone są drony Bayraktar. Medialnie to zrobiło wrażenie na odbiorcach, ale ja traktowałbym użycie tego sprzętu jako szkolenie żołnierzy, a już z założenia było pewnie, że będzie miało to niewielki wpływ na poszukiwania – stwierdza.
– Tego typu bezzałogowce nadają się do misji „overkill”, w których trzeba wyeliminować przeciwnika, używając poważnych ładunków. Doskonale znamy to z wojny w Ukrainie, kiedy Bayraktary atakowały ciężki sprzęt wojskowy. A jeśli już chcemy wykorzystywać te drony do obserwacji, to nie zagęszczonych lasów, gdzie trzeba obniżać lot i mocno manewrować. To jest sprzęt dobry na pas graniczny, ponieważ m.in. może długo utrzymywać się w powietrzu – dodaje.
Zdaniem Małczyka zdecydowanie lepiej w tego typu akcji sprawdziłyby się mniejsze drony, których operatorzy mogliby pozwolić sobie na więcej manewrów. Wśród konkretnych sprzętów padła także nazwa bezzałogowca polskiej produkcji, czyli FlyEye.
Obława w Małopolsce. Małczyk: Użycie Black Hawk to totalna aberracja
Jeszcze krytyczniej analityk wypowiedział się na temat użycia w akcji poszukiwawczej śmigłowców Black Hawk. Bartłomiej Małczyk zwrócił uwagę, że sprzęt jest w zasadzie „goły”, nie ma na wyposażeniu m.in. głowicy optoelektronicznej, a mówiąc prościej kamery z noktowizją i termowizją.
– W tym przypadku jedyne wytłumaczenie jakie widzę, to element straszenia przeciwnika. Pokazania mu, że wysłaliśmy tak ogromny sprzęt przeciwko niemu i musi się poddać. W inne wytłumaczenia absolutnie nie wierzę – podkreślił.
Analityk odniósł się także do informacji o tym, że na pokładzie śmigłowców znajdowali się strzelcy wyborowi, których zadaniem byłoby ewentualne wyeliminowanie poszukiwanego.
– To jest totalna aberracja. Każdy, kto ma minimalne pojęcie o strzelectwie, a nie obraz filmowy, zdaje sobie sprawę, że trafienie do celu bronią snajperską z lecącego śmigłowca jest zadaniem bardzo trudnym, jeśli nie powiedzieć, niewykonalnym. Jeśli śmigłowiec ma służyć eliminacji celu, to montuje się na nim karabiny maszynowe albo działka obrotowe. Operator wystrzeliwuje dużą liczbę pocisków i widzi dokładnie, gdzie one trafiają – tłumaczy Małczyk.
Podsumowując akcję, ekspert zwrócił uwagę na problem podstawowego wyposażenia policjantów. W mediach społecznościowych w trakcie policyjnych poszukiwań opublikowano dziesiątki zdjęć funkcjonariuszy, którzy nosili na sobie m.in. przestarzałe hełmy.
– Powiem najłagodniej jak można, nie chcę się nad nimi znęcać. Te hełmy wyciągnięto z magazynów, gdzie wcześniej trzeba było zdjąć tonę kurzu. Brak kamizelek kuloodpornych. Broń pamiętająca lata 60. to jest prawdziwy obraz polskiej policji, kiedy dochodzi do poważnych, zmasowanych akcji. Tylko podkreślam, to nie jest wina mundurowych, tylko tych, którzy tymi służbami zarządzają – dodał.