Final Fantasy Tactics to tytuł, który dla mnie osobiście niesie ogromny ładunek nostalgii. Pamiętam jak dziś, gdy w czasach wczesnego liceum pojechałem na letni obóz w borach tucholskich niedaleko Bydgoszczy. Jeden z losowo przydzielonych do mojego domku kolegów zaraz po przyjeździe podłączył pod telewizor Playstation z (piracką wersją oczywiście, takie czasy!) Final Fantasy Tactics. Od tego czasu równie dobrze reszty obozu mogło nie być. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy nie na rozrywce na świeżym powietrzu, jak chcieli nasi biedni rodzice, a zgarbieni przed 14 calowym telewizorkiem, tonąc do późnych godzin nocnych w niesamowitym świecie Ivalice. I choć minęło od tego czasu niemal 20 lat (czas chyba zrobić badania…), do dziś pozostaje w kontakcie z tamtym kolegą, a Final Fantasy Tactics to nadal jedna z moich ulubionych gier taktycznych. Do tej pory Square traktowało ten tytuł niestety bardzo po macoszemu, skąpiąc nam możliwości pogrania w niego na nowszych konsolach – ale teraz wpadała nareszcie na sprzęty od Nintendo odświeżona wersja tego doskonałego tytułu z 1997 roku. Czy nowe wydanie zadowoli zarówno starych wyjadaczy jak ja, jak i nowych fanów zwabionych legendarnym wręcz uznaniem dla tej gry?
Rozdarte królestwo

Pierwszą rzeczą która odróżniała Final Fantasy Tactics od wielu innych tytułów z czasów pierwszego Playstation jest niewątpliwie doskonała fabuła. W erze, gdzie niewiele było gier które traktowały gracza jak osobę inteligentą i potrafiącą czytać między wierszami, czy podążać za skomplikowanymi intrygami, FFT naprawdę błyszczało. Naszym głównym bohaterem jest Ramza – szlachetnie urodzony giermek o silnie rozwiniętym poczuciu sprawiedliwości. Przyszło mu się wychować w Ivalice, krainie, która dopiero co wyszła z 50-letniej wojny. Kompletnie spustoszyła ona jego rodzime królestwo – niższe warstwy społeczne przymierają głodem, gniew na szlachtę rośnie, a weterani wyniszczającej wojny coraz częściej sięgają po rozbój żeby wyżywić swoje rodziny. Początkowo Ramza jest ma za zadanie zlikwidować jeden z takich gangów, charakteryzujący się według jego mocodawców szczególnym okrucieństwem. Szybko jednak okazuje się, że nie wszystko jest tak czarno-białe… Na domiar złego, Ramza staje się pionkiem na szachownicy pomiędzy kilkoma siłami które chcą wykorzystać zaistniały chaos dla zwiększenia własnych wpływów i przejęcia władzy w królestwie, a na horyzoncie czai się też znaczenie bardziej potężna, uśpiona od wielu stuleci siła którą niektórzy chcą wybudzić.
Moralna szarość

Co wyróżnia Tacticsa od innych gier które mają zapędy do opowiadania nieco bardziej skomplikowanych, dojrzałych historii, to fakt, że tu postacie nie są jedynie kartonowymi stereotypami, które mają za zadanie posuwać do przodu fabułę. Większość z nich ma swoje własne przekonania, które ewoluują poprzez (często traumatyczne) doświadczenia. Moim ulubionym chyba tego przykładem jest Delita – przyjaciel z dzieciństwa naszego bohatera, który mimo szlachetnych celów, ucieka się z czasem do coraz bardziej okrutnych metod. Sprawia to, że nawet jeśli część postaci staje jest naszymi adwersarzami i musimy je pokonać żeby posunąć fabułę dalej, możemy często zrozumieć ich motywację. Dla mnie jest to znak doskonałego warsztatu pisarskiego który powoduje, że Final Fantasy Tactics stoi klasę wyżej od wielu innych tytułów tego typu, nawet tych bardziej współczesnych (sorry, Triangle Strategy…). To naprawdę jakość sama w sobie.
Joby, joby, joby

Sama podstawa rozgrywki nie zaskoczy raczej nikogo kto kiedykolwiek grywał w japońskie taktyczne gry RPGi – również dlatego, że Final Fantasy Tactics miał dużą rolę w ustaleniu tych konwencji. Podczas potyczek dowodzimy naszą ekipą, po kolei poruszając ich po danej mapce i atakując wrogów za pomocą magii lub ataków fizycznych. Walki bywają bardzo wymagające – nie raz musiałem się nieźle napocić, żeby pokonać licznych wrogów. Wersja na switcha pozwala też na przyśpieszenie ruchów przeciwników, co jest ogromnym błogosławieństwem. Nie to jednak czyni Tacticsa unikalnym. To, co sprawia, że jest on tak wspaniały, to system znanych z wcześniejszych odsłon Final Fantasy jobów. Postacie w trakcie kampanii mogą dowolnie zmieniać swoje zawody, po kolei nabywając przypisane do nich umiejętności i stopniowo budując naprawdę unikalne kombinacje. Samych jobów jest naprawdę sporo, zaczynając od podstawowych jak squire, knight lub black mage, poprzez nieco udziwnione jak geomancer, samurai czy ninja, a kończąc na kompletnie odjechanych, jak mime czy calculator, czyli czarownik który używa matematki do dziesiątkowania wrogów. Ponieważ kiedy już nauczymy się jakiejś umiejętności możemy używać jej z innymi jobami, można tu się naprawdę nieźle pobawić. Moim absolutnym faworytem chyba jest teleportujący się po polu bitwy knight, który może trzymać po jednym mieczu w każdej ze swoich rąk! System jobów jest naprawdę genialny i sprawia, że nawet jeśli przez jakiś czas grindujemy, żeby poradzić sobie z kolejną trudną walką, gra się nie nudzi, bo zawsze możemy wykombinować kolejne ciekawe buildy.
Podmalowane Ivalice

Jeśli chodzi o grafikę, to cóż, niewątpliwie widać, że gra ma swoje korzenie na Playstation 1. Wersja Ivalice Chronicles serwuje nam tu oczywiścię wersję mocno podrasowaną, z podbitą rozdzielczością, wsparciem dla ekranów szerokokątnych i tak dalej, ale nadal raczej nie oszołomi ona graczy w Anno Domini 2025. W moim odczuciu jednak grafika nie zestarzała się aż tak bardzo dzięki temu, że zawsze była ona nieco komiksowa i umowna. Nigdy nie chodziło o anatomiczne odwzorowanie postaci czy śliczne tła, a raczej o bardzo charakterystyczny i przyjemny art style – a ten został tu idealnie zachowany. Oczywiście, wymaga to pewnej odporności na grafikę która jest bardziej umowna, bo jak to skomentowała moja żona “o, znowu grasz w te chodzące ludziki”. Co się jednak kompletnie nie zestarzało to soundtrack – nadal jest on niezwykle epicki, a kawałki naprawdę nieźle zagrzewają do walki i podkreślają dramatyczne wydarzenia na ekranie.
Szereg usprawnień

Muszę jednoznacznie pochwalić to, że wiele pracy poszło w nowe przerywniki video, są one naprawdę świetne i sprawiają, że gra wydaje się być bardziej nowoczesna. Dodano też bardzo dobrej jakości dubbing, dzięki czemu nie trzeba już czytać dialogów z ekranu, a postacie stały się jeszcze bardziej charakterne. To wszystko idzie w parze z odświeżonymi interfejsem użytkownika, który powoduje, że przeklikiwanie się przez niektóre menusy nie jest już tak uciążliwe. Niektórzy docenią też z pewnością to, że gra oferuje teraz 3 poziomy trudności, więc nawet osoby które są nieco mniej wytrawnymi strategami będą w stanie ukończyć wymagającą kampanię. Za ogromne błogosławieństwo należy uznać też, że zmieniono nieco jak działają “random encounters” – z każdego z nich możemy przed rozpoczęciem walki zrezygnować i kontynuować dalej naszą epicką przygodę bez przerywników. Co ciekawe, puryści nadal mogą wybrać z menu “klasyczną” formę tej gry, która nie zawiera większości tych usprawnień. Jedyną skazą na tym bardzo pozytywnym obrazie może być to, że zabrakło tu 2 rzeczy które zostały dodane do wydania PSP – dwóch opcjonalnych “lochów” i unikalnych postaci, które można tam było odblokować. Mimo tego widać, że podczas tworzenia tej wersji Square nie próbowało po prostu odgrzać nam kotleta, ale faktycznie włożyło sporo pracy, żeby wciągnąć Final Fantasy Tacics w bardziej współczesny świat.
Final Fantasy Tactics: Ivalice Chronicles to niemalże doskonałe wydanie. Naprawdę trudno znaleźć tu jakieś elementy, do których można się przyczepić. Square włożyło sporo pracy w to, żeby odświeżyć antyczną grę i zaserwować coś podpasuje nie tylko weteranom tego tytułu z 1997, ale też młodszym entuzajtom gier taktycznych, którzy nie mieli do tej pory możliwości zapoznania się z tym klasykiem. Naprawdę warto to zrobić, bo niełatwo znaleźć lepszą grę strategiczną na switchu niż Final Fantasy Tactics.
Cena w eshopie: 259.00 PLN
Podziękowania dla Cenega za dostarczenie gry do recenzji.