Skip to main content

Wiemy już coraz więcej na temat wydarzeń, które poprzedziły dramat, jaki rozegrał się w Starej Wsi pod Limanową w piątek 27 czerwca. W ten dzień przed południem Tadeusz Duda wyszedł ze swojego domu i strzelił do 72-letniej teściowej. Kobieta przeżyła. Przebywa w szpitalu, jej stan określany jest jednak jako bardzo ciężki.

Duda po wykonaniu egzekucji na znienawidzonej teściowej ruszył dalej. Przeszedł kilkadziesiąt metrów i wymierzył z broni do swojej własnej córki i jej męża. Wszystko wskazuje na to, że mierzył do nich, stojąc w ogrodzie, przed domem pary. Młode małżeństwo zginęło na miejscu. Zbigniew i Justyna osierocili roczną córeczkę. Dziecko było na rękach kobiety, gdy tą dosięgnęła kula.

Nie wiadomo czy Duda planował zabijać dalej. Został bowiem wypłoszony przez interweniujących sąsiadów. Wówczas wsiadł do swojego samochodu i do pobliskiego lasu. Pojazd porzucił na jego skraju. Od tego czasu jest nieuchwytny.

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi PAP/Grzegorz Momot

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi

Żonę uratował przed śmiercią koniec roku szkolnego?

— Dudowie to rodzina, gdzie awantury były na porządku dziennym — mówi w rozmowie z Onetem osoba, która twierdzi, że sytuację zna bardzo dobrze. — Tam ojciec i mąż był znienawidzony przez wszystkich. Nie lubiły go teściowa oraz córka, nie mogły patrzeć, jak Tadeusz znęcał się nad żoną. To były wyzwiska, przemoc fizyczna i przemoc ekonomiczna. On się nad tą kobietą pastwił. Jeszcze kilka lat temu żona przyjmowała to w ciszy. Ostatnimi czasy została jednak namówiona przez matkę i córkę do tego, by wreszcie o siebie walczyć. Zaczęła się Tadeuszowi stawiać. To go widać rozjuszyło — dodaje.

Jak mówią nasi rozmówcy, żona Tadeusz Dudy uratowała życie, bo w czasie, gdy zaczął strzelać, była w pracy. Zatrudniona jest jako woźna w miejscowej szkole podstawowej. W piątek 28 czerwca trwało zakończenie roku. Kobieta poszła więc do pracy wcześniej niż zwykle, by pomóc w organizacji akademii. Jej mąż mógł tego nie wiedzieć, bo nie mieszkał już z żoną, która jakiś czas wcześniej przeniosła się do domu rodziców.

— Gdy ten świr zaczął strzelać, pewnie myślał, że zaraz pod lufę wejdzie mu również żona. Jej tam jednak nie było — mówią nasi rozmówcy.

Dramat rodziny Dudów rozgrywał się od miesięcy w trzech domach. W jednym z nich mieszkał Tadeusz z żoną. Na tym samym podwórku mieści się drugi dom. W tym mieszkała jego teściowa. Kilkadziesiąt metrów dalej, na rodzinnym gruncie matki, kilka lat temu wybudowała się po ślubie ich córka.

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi PAP/Grzegorz Momot

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi

Prokurator pokazuje patologię systemu

Jest już pewne, że służby wiedziały, iż Tadeusz Duda to przemocowiec. Limanowska policja założyła jego rodzinie tzw. niebieską kartę. Tadeusz Duda po kolejnej awanturze usłyszał zarzuty znęcania się nad żoną. Był to już drugi raz, gdy mu je przedstawiono.

Już kilka lat wcześniej policja informowała limanowską prokuraturę, że w Starej Wsi dochodzi do przemocy. Śledczy oskarżyli wówczas agresywnego budowlańca o przemoc. Rodzina ostatecznie wycofała jednak zarzuty, więc sprawa ostatecznie nie trafiła do sądu.

Tamta sytuacja nie ostudziła jednak agresywnego mężczyzny. Wiosną bieżącego roku zaczął bowiem kolejną serię awantur, które u kobiet z jego najbliższej rodziny „przelały czarę goryczy”.

— Ten pan w kwietniu usłyszał od nas zarzuty znęcania się nad najbliższymi i stosowania wobec nich przemocy — mówi w rozmowie z Onetem prok. Małgorzata Odziomek, szefowa Prokuratury Okręgowej w Limanowej. — Akt oskarżenia przeciwko niemu był praktycznie na ukończeniu. Czekał na moje zatwierdzenie i mieliśmy wysyłać go do sądu. Potwierdzam, że dzień przed dokonaniem zbrodni, czyli w czwartek 26 czerwca pan Tadeusz zapoznał się ze zgromadzonym przeciwko niemu materiałem. Miał takie prawo. Każdy je ma — tłumaczy pani prokurator.

Późniejszy zabójca przeczytał w zgromadzonych przeciwko niemu aktach, że osobami poszkodowanymi przez niego są teściowa oraz żona. Teściowa zeznała, że jest ofiarą zięcia od wielu miesięcy. Żona Tadeusz Dudy potwierdziła natomiast, że mąż znęcał się nad nią w kwietniu przez dwa następujące po sobie dni.

— Nieżyjąca już dziś córka oraz zięć tego człowieka nie mieli w tym prowadzonym przez nas postępowaniu statusu osób pokrzywdzonych — mówi pro. Odziomek. — Ale córka zeznawała na korzyść matki i babci przeciwko swojemu ojcu. To jest w aktach. Mężczyzna miał zasądzony na czas postępowania środek zapobiegawczy w postaci zakazu zbliżania się do pokrzywdzonych, czyli właśnie żony i teściowej — dodaje szefowa limanowskiej prokuratury.

Tu niestety pojawił się problem.

Trwa obława za Tadeuszem Dudą (screen: Malopolska.Policja/Facebook) Grzegorz Momot / PAP

Trwa obława za Tadeuszem Dudą (screen: Malopolska.Policja/Facebook)

Duda nie może się bowiem zbliżać do obu kobiet, ale z żoną mieszka w jednym domu, a z teściową na tym samym podwórku. Kontakty są więc nieuniknione, nawet gdy żona przeprowadza się do domu matki. W Polsce nie znaleziono jeszcze rozwiązania na takie patologiczne sytuacje.

— Skoro oni mieszkali razem, to mężczyzna łamał postawiony mu zakaz zbliżania się do obu kobiet, dopiero gdy podszedł do żony czy teściowej tak blisko, że mógł ich dotknąć. Gdy stał dwa kroki dalej, to już zakazu nie łamał — tłumaczy prok. Odzimek. — Wiem. Brzmi to dziwnie, ale takie są przepisy. My nie mamy możliwości kogoś przymusowo przenieść do innego mieszkania. Wyjściem jest areszt tymczasowy dla sprawcy przemocy, ale w tym przypadku nie było podstaw do jego zasądzenia. Nikt z nas nie mógł przewidzieć tragicznego finału awantur w tej rodzinie. Sprawa wydawała się podobna do setek, czy tysięcy innych. Tyle że finałem tych nigdy nie było podwójne zabójstwo… — kończy prokurator.

Sąsiedzi pytają: dlaczego rodzina nie zdradziła prokuraturze, że on ma broń?

O Tadeuszu Dudzie rozmawiamy z mieszkańcami Starej Wsi i sąsiedniego Zalesia, w którym dorastał.

— Duda od lat nie odzywał się z córką. Dziewczyna po tym, co przeżyła z ojcem w dzieciństwie, miała go serdecznie dość. Nie mogła patrzeć na to, jak traktuje jej mamę. Namówiła ją na rozwód. Wraz z babcią wspierały ją, by od niego odeszła i założyła mu sprawę. Justyna to była naprawdę fajna dziewczyna. Jej mąż także. Bardzo kochali swoją córeczkę, Polę. Teraz mała została bez rodziców. Co za tragedia — słyszymy.

Część mieszkańców Starej Wsi, z którymi rozmawiamy, przyznaje, że nie rozumie jednak jednej rzeczy. To, że „stary Duda” był kłusownikiem i ma broń, było w okolicy tajemnicą poliszynela. Rodzina też musiała o tym wiedzieć. Mimo to w aktach sprawy o znęcanie się nad bliskimi nie ma o tym słowa. Gdyby śledczy wiedzieli, że Duda posiada nielegalną broń, być może aresztowaliby go za jej posiadanie.

— Tymczasem ci ludzie zeznawali przeciwko niemu, ale jednak dalej byli wobec agresywnego ojca, męża i zięcia na tyle lojalni, że nie zdradzili śledczym jego największej tajemnicy? Tym samym zaryzykowali swoje życie i sprawa zakończyła się tragedią. To dla mnie niepojęte, dlaczego oni nie wyciągnęli tego przeciwko niemu, kiedy jeszcze był czas — mówi Wiesław, jeden z dalszych sąsiadów rodziny Dudów.

Duda oszczędził teścia?

W rozmowach z mieszkańcami Starej Wsi czy Zalesia uderza, że wielu z nich do niedawna uważało Tadeusza Dudę za sympatycznego człowieka.

— Jeśli kogoś lubił, to potrafił być naprawdę „równym gościem” — mówi mężczyzna, który twierdzi, że przez wiele miesięcy współpracował z Dudą na budowie. — On zajmował się wykończeniówką. Był dobrym fachowcem. Można się z nim było pośmiać. Wiedzieliśmy, że to furiat i lepiej nie wchodzić z nim w otwartą polemikę i raczej trzeba przy pewnych tematach „schodzić” mu z drogi. Ale ogólnie to był człowiek, którego nigdy bym nie podejrzewał o to, że zabije najbliższych, a później ucieknie do lasu i będzie strzelał do policjantów.

Spotkaliśmy jednak także osoby, które przyznają, że w ostatnich tygodniach Tadeusz Duda mocno się zmienił. Od kiedy żona miała się wyprowadzić, zaczął bardzo dużo pić. Do pracy już sam nie jeździł, podjeżdżali po niego koledzy z brygady. Ludziom chwalił się, że pędzi samogon.

— On miał fobię, że po rozwodzie straci wszystko. Z utratą żony się pogodził, ale bał się, że straci dom na stare lata, bo wybudowano go na ziemi żony. Po ewentualnym rozwodzie Tadek musiałby się z niego wyprowadzić. Pewnie po tym, jak przeczytał zeznania przeciwko sobie, wiedział już, że nie ma szans w sądzie i postanowił się zemścić na kobietach ze swojej rodziny — ocenia jeden z mieszkańców Starej Wsi.

Nasz rozmówca uważa, że Duda nie działał w „szale”, a to, kogo zamorduje, zaplanował „na chłodno”. Świadczyć ma o tym fakt, że zanim strzelił do teściowej przed jej domem, spotkał swojego teścia. Pokłócił się z nim, ale do seniora nie wypalił.

— Oszczędził go, ale po chwili nie miał litości dla teściowej, którą musiał nienawidzić z całego serca — wskazuje jeden z sąsiadów.

— Gadasz głupoty — wtrąca stojąca obok mężczyzny żona. — Skoro nienawidził tylko kobiet, to dlaczego zabił zięcia?

— On rodziny tego Zbyszka nie lubił i nigdy zięcia nie akceptował. To także w okolicy wszyscy wiedzieli — tłumaczy.

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi PAP/Grzegorz Momot

Obława za sprawcą strzelaniny w Starej Wsi

Policja szuka zbiega także w jego rodzinnej wsi

Policjanci, którzy od kilku dni przeczesują lasy pod szczytem Ostrej w Beskidzie Wyspowym, w poniedziałek przenieśli się w nowe miejsce. Mniejsza liczba mundurowych weszła do lasu w najbliższym sąsiedztwie Starej Wsi, bo większość jednostek wysłano w rejon szczytu wzniesienia pomiędzy wsiami Zalesie i Młyńczyska. To w prostej linii 5-6 km dalej.

Około południa w tym miejscu zaparkowanych było kilkanaście dużych, policyjnych radiowozów oraz pojazdy Straży Granicznej, która włączyła się do poszukiwań. Pogranicznicy przeszukiwali las na quadach, które są na wyposażeniu tej formacji.

Poszukiwania w nowym miejscu jednoznacznie odbierają okoliczni mieszkańcy.

— Oni przyjechali tu do Zalesia, bo Duda, choć od lat mieszkał w Starej Wsi, tak naprawdę pochodzi z naszej miejscowości. Tu czuje się równie dobrze i znaleźć może go być jeszcze trudniej — mówią.

— Przed policjantami, którzy prowadza obławę, jest piekielnie trudne zadanie. Szukanie Dudy w tym lesie to jak szukanie igły w przysłowiowym stogu siana — mówi Stanisław Śmierciak, emerytowany sądecki dziennikarz, którzy przygląda się obławie.

— Ten las na zboczach Ostrej to nieprzebyta puszcza. Pamiętam, jak kilkadziesiąt lat temu, na drodze wijącej się przez ten las zaginęła ciężarówka. Szukano jej kilka dni i dopiero odkryto, że spadła z drogi w skarpę i zatrzymała się kilkanaście metrów niżej. Tam są tak gęste krzaki i drzewa, że z drogi absolutnie nie było tego widać – kwituje.