Od jakiegoś czasu użytkownicy systemu Windows 11 mogli spotkać się ze spadkiem wydajności swoich komputerów. Okazuje się, że winny może być Menedżer Zadań, który zamiast się zamykać, nadal działał w tle.
Wraz z listopadową aktualizacją Windows 11, Microsoft w końcu rozwiązał problem, który od kilku tygodni spędzał sen z powiek użytkownikom systemu. Chodzi o błąd Menedżera zadań, który po kliknięciu przycisku zamknięcia nie kończył swojej pracy, lecz nadal działał w tle. Drobna z pozoru usterka potrafiła prowadzić do poważnych spowolnień systemu. Microsoft wprowadził wspominane poprawki w Buildzie 26200.7171 / 26100.7171.
Niewidzialny Menedżer zadań pożerał zasoby
Usterka pojawiła się po październikowej aktualizacji oznaczonej jako KB5067036. Zamiast prawidłowo zamykać proces taskmgr.exe, system utrzymywał go w tle, nawet jeśli użytkownik wielokrotnie zamykał Menedżera zadań. Każde kolejne uruchomienie tworzyło nowy proces, co w efekcie prowadziło do ich kumulacji, czasem nawet w setkach.
Jako pierwsza o problemie poinformowała redakcja Windows Latest. Zauważono wtedy, że każdy „duchowy” proces Menedżera zadań zajmował od 20 do 25 MB pamięci RAM i do 1,5% mocy procesora. W praktyce oznaczało to, że użytkownicy, którzy często otwierali Menedżera, mogli doświadczyć wyraźnego spadku wydajności, szczególnie na komputerach z 8 lub 16 GB pamięci RAM.
Źródłem błędu okazała się wcześniejsza poprawka, która miała rozwiązać inne problemy z grupowaniem procesów w Menedżerze zadań. W niektórych przypadkach aplikacje, takie jak Spotify, były błędnie przypisywane do procesów Eksploratora plików. Microsoft naprawił ten błąd, ale nieoczekiwanie doprowadził do nowego, co nie jest ostatnio rzadkim zjawiskiem.
Na szczęście listopadowa poprawka KB5068861 całkowicie eliminuje błąd. Po jej zainstalowaniu Menedżer zadań zachowuje się tak, jak powinien, czyli po zamknięciu okna proces zostaje zakończony, a w tle nie pozostają żadne „duchowe” instancje.
Grafika: depositphotos.com

