W czwartek Sąd Okręgowy w Koszalinie ogłosił wyrok w sprawie pożaru escape roomu, w którym zginęło pięć nastolatek. Oskarżone w sprawie były cztery osoby, którym groziło do ośmiu lat więzienia.
Koszalin: Pożar escape roomu. Wyrok sądu
Organizator escape roomu Miłosz S. usłyszał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności i zakazu prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie kultury, sportu, rozrywki i rekreacji na okres 10 lat. Taki sam wyrok usłyszał Radosław D.
Obie kobiety – Małgorzata W. i Beata W. – zostały skazane na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz zakaz prowadzenia działalności gospodarczej we wcześniej wspomnianym zakresie przez 10 lat.
Ponadto sąd zdecydował na wypłatę zadośćuczynienia na rzecz rodziców zmarłych nastolatek – po 200 tysięcy złotych na rodzinę. Wyrok nie jest prawomocny.
Na początku listopada zakończył się proces
Na początku listopada zakończył się proces trwający od 2021 roku. Prokurator Małgorzata Sielska przekazała wówczas, że czwórka oskarżonych doprowadziła swoim zachowaniem do śmierci pięciu młodych dziewcząt.
– Nie możemy mieć żadnych wątpliwości, że oskarżeni dopuścili się zarzucanych im czynów – mówiła pełnomocnik rodziców jednej z dziewczynek o czterech osobach, które zasiadały na ławie oskarżonych – pracowniku, właścicielu oraz jego matce i babci.
Wobec Radosława D. zarzut był szerszy – dotyczył zaniechanie podjęcia określonych czynności w celu uwolnienia dziewczynek. – Prawda jest taka, że jego nie było, kiedy się ten pożar rozpoczął. Więc nie mógł zrobić nic. Wpuścił dziewczynki, zamknął na klucz i opuścił escape room. Wyszedł poza obiekt – stwierdziła adwokatka.
Na sali byli obecni także rodzice zmarłych nastolatek. – Moje życie bez córki to wegetacja. Dzień spędzam na podtrzymywaniu płomienia w zniczach stojących na grobie mojej córki. Straciłam rodzinę, pracę, wszystko – dodała mama jednej z dziewcząt.
– Nie ma dnia, żebym nie słyszał głosu córki, jak mówi do mnie przez telefon, że wybuchł pożar. Nie ma dnia, bym nie widział ciał pięciu dziewczynek, leżących tam, przed miejscem tragedii. Nie ma dnia, bym nie widział tragedii, jaką przeżywa codziennie moja żona – powiedział ojciec innej nastolatki.
O tragedii w Koszalinie usłyszała cała Polska
Pożar w koszalińskim escape roomie wybuchł 4 stycznia 2019 r. Zginęło wówczas pięć dziewcząt, a jeden mężczyzna doznał ciężkich poparzeń. Akt oskarżenia objął organizatora escape roomu Miłosza S. z Poznania, jego babcię Małgorzatę W., która rejestrowała działalność, i jego matkę Beatę W., która współprowadziła działalność, a także pracownika Radosława D.
Gdy w poczekalni pojawił się ogień, 15-latki były w trakcie gry i nie wiedziały, jak opuścić pokój. Drzwi nikt im nie otworzył. Za atrapą kominka było przejście do kolejnego pomieszczenia. W budynku nie było dróg ewakuacyjnych. Nastolatki zginęły, zatruły się gazami pożarowymi.
ZOBACZ: Koszmar na drodze pod Poznaniem. Nie żyją dwie osoby, trzy zostały ranne
D. twierdził, że nie przeszedł żadnego szkolenia. Przyznał, że w trakcie gry wyszedł z budynku, by rozmienić dla dziewcząt pieniądze. Wrócił przed końcem gry i próbował je ratować.
Po tragedii wyszło na jaw, że budynek nie miał żadnych badań stanu technicznego. Tragedia wstrząsnęła miastem, zrobiło się o niej głośno w całej Polsce. Prezydent Koszalina 6 stycznia 2019 roku ogłosił dniem żałoby w mieście. Tamtejsza Państwowa Straż Pożarna przeprowadziła kontrole escape roomów w mieście.
Ówczesny szef MSWiA Joachim Brudziński podpisał także rozporządzenie w sprawie ochrony przeciwpożarowej. Zmiany objęły m.in. ewakuację w obiektach, w których prowadzona jest działalność gospodarcza, w tym escape roomy.