Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, Donald Trump, wyznaczył nowego szefa wszystkim znanej agencji kosmicznej NASA. Decyzja budzi emocje na wielu poziomach, zaczynając od osoby i jej postulatach, kończąc na tym, że już ją raz w tym roku Trump wyznaczył, a potem się obraził
Od stycznia tego roku, a właściwie od końcówki 2024, NASA jest targana przez politykę prezydenta Ameryki. Jedną z pierwszych decyzji była zmiana szefa agencji kosmicznej w styczniu, tylko po to, aby zmienić decyzję parę miesięcy teraz, aby kolejnych kilka miesięcy później…
Zapadła decyzja o przyszłości NASA. To kandydat na nowego szefa
Donald Trump ogłosił ponowną nominację Jareda Isaacmana na administratora NASA, pięć miesięcy po wycofaniu jego pierwszej kandydatury. Isaacman, miliarder i założyciel firmy płatniczej Shift4, jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci prywatnej astronautyki. To on zorganizował, sfinansował i dowodził dwiema komercyjnymi misjami orbitalnymi przy użyciu sprzętu SpaceX. Podczas drugiej misji — Polaris Dawn — przeprowadził pierwszy w historii spacer kosmiczny (EVA) sektoru prywatnego i to w punkcie dwa razy dalszym niż krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, co wzmocniło jego reputację jako lidera łączącego biznes z operacyjną praktyką lotów kosmicznych.
Trump uzasadnił decyzję pisząc:
„Pasja Jareda do kosmosu, doświadczenie jako astronauty, poczucie misji do przesuwania granic odkrywania, odblokowywania tajemnic wszechświata oraz odblokowywania nowej gospodarki kosmicznej, czynią go idealnie stworzonym do przewodzenia NASA w stronę nowej ery postępu”
Nominacja ta idealnie się dopasowuje do nowej polityki kosmicznej USA w kierunku intensywnej współpracy publiczno‑prywatnej, której manifestacją jest program Artemis (z udziałem komercyjnych dostawców lądowników i rakiet) oraz rosnącą rolą firm takich jak SpaceX w transporcie załóg i materiałów na ISS. W mediach społecznościowych Isaacman podziękował za zaufanie i zadeklarował gotowość do służby. Tymczasowy szef agencji, Sean Duffy, pogratulował nominacji i zapowiedział bezproblemowe przekazanie obowiązków, akcentując priorytet powrotu na Księżyc przed Chinami jako kwestię bezpieczeństwa narodowego i prestiżu. Jego reakcji przyglądały się media ze szczególnym zainteresowaniem, ze względu na podejrzenia, że może nie być chętnym do oddania sterów.
Choć Isaacman cieszy się – ponownie – poparciem głowy pańśtwa, jego objęcie stanowiska nie jest jeszcze takie przesądzone. Konieczny jest proces zatwierdzający w Kongresie, który poprzednio zakończył się cofnięciem nominacji — m.in. w związku z wcześniejszymi darowiznami politycznymi oraz postrzeganą bliskością z Elonem Muskiem.
Obecny harmonogram może dodatkowo komplikować trwająca od 1 października rządowa przerwa (wstrzymująca wypłaty milionów pracowników państwowych, a co za tym idzie, także placówek). Jeśli jednak dojdzie do finalizacji, NASA pod kierownictwem Isaacmana może jeszcze mocniej ukierunkować się na model koordynacji ekosystemu komercyjnego. Prywatne stacje orbitalne, dostawy i załogowe loty, a także misje badania głębokiego kosmosu z udziałem niezależnych partnerów. Kluczowe będzie jednocześnie utrzymanie równowagi między ambicjami eksploracyjnymi a stabilnością programów naukowych i obserwacji Ziemi.
Wciąż agencja naukowa, czy kolejny biznes?
Chociaż sam nominowany mówi o ogromnym cieple społeczności zainteresowanej eksploracją kosmosu, to byłoby niewłaściwym przyjmować jego słowa jako pewnik. Patrząc z szerszego kąta, warto zauważyć, że te podziękowania były przede wszystkim zamknięte w bańce platformy X (dawniej Twitter), na której nie brakuje fanów Muska, którzy raczej nie zadają pytań i zawsze przyklaskują partnerom szefa Tesli.
Z czysto naukowego punktu widzenia, Isaacman może być po prostu kolejnym miliarderem, którego finanse nie ograniczają (z ogromnym wsparciem Trumpa). Żeglowanie na niebezpiecznych wodach nie jest już tak atrakcyjne, kiedy otworem stoi przestrzeń kosmiczna, więc po prostu sięga po to, co jego ego łaknie.
Z kolei w jego manifeście/wizji przyszłości NASA, jasno można wyczytać, że i do tego podchodzi jak kolejnego biznesu, a to tworzy zaś zagrożenie, że nauka napotka przeszkodę, która może się stać dobrem wyłącznie dla tych, których na nią stać i skończy się era badań dla ludzkości. Mam jednak nadzieję, że to tylko czysty pesymizm.
Źródła: space, techcrunch

