Skip to main content
Polska

Zastrzelił dwóch policjantów z Wrocławia. Zaskakujący finał sprawy

Autor 1 lipca 2025Brak komentarzy

Zamiast do więzienia, może trafić do zamkniętego szpitala psychiatrycznego – na czas nieokreślony.

Wieczorem, 1 grudnia 2023 roku, kierowcy przejeżdżający ulicą Sudecką we Wrocławiu zauważyli samochód policyjny stojący na środku jezdni. To, co zastali w środku, było wstrząsające – na miejscu kierowcy i pasażera leżeli dwaj mężczyźni z ranami postrzałowymi głowy. Obaj byli policjantami. Mimo natychmiastowej interwencji ratowników i transportu do szpitala ich życia nie udało się uratować.

Radiowóz zmierzał w stronę komisariatu Wrocław Krzyki, gdzie znajdują się pomieszczenia dla osób zatrzymanych. Funkcjonariusze przewozili zatrzymanego wcześniej Maksymiliana F., poszukiwanego do odbycia kary więzienia za oszustwo. Jak się później okazało, przewożony przez nich mężczyzna miał przy sobie załadowaną broń i w pewnym momencie oddał dwa strzały, po czym zbiegł z miejsca zdarzenia.

Błąd, który kosztował życie

Wszystko zaczęło się kilka godzin wcześniej w Kiełczowie pod Wrocławiem. To tam zatrzymano Maksymiliana F., który miał zostać przetransportowany do aresztu, a następnie – zgodnie z procedurą – do zakładu karnego.

Zgodnie z przepisami każdy zatrzymany powinien zostać dokładnie przeszukany. Maksymilian F. został jednak przewieziony z naładowaną bronią – repliką czarnoprochowego pistoletu z XIX wieku, który można legalnie posiadać bez zezwolenia. Co więcej, wolno też mieć do niego czarny proch, kapiszony i ołowiane kule. Policjanci nie zauważyli broni, która miała około 30 cm długości i była schowana w kaburze pod pachą.

Podczas transportu siedzący na tylnym siedzeniu zatrzymany miał założone kajdanki – jednak prawdopodobnie zbyt luźno, by uniemożliwić mu ruch. W pewnym momencie wyciągnął broń, strzelił do funkcjonariuszy i uciekł.

Prokuratura: doszło do rażących zaniedbań

Jak doszło do tego, że niebezpieczny człowiek, znany ze skłonności do przemocy, mógł wejść do radiowozu z naładowaną bronią? Prokuratura nie ma wątpliwości – to wynik zaniedbań po stronie trzech policjantów z Kiełczowa, którzy brali udział w jego zatrzymaniu.

Wszyscy trzej zostali już zwolnieni ze służby i usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków. Maksymilian F. powinien zostać przeszukany zaraz po zatrzymaniu oraz ponownie po przywiezieniu na komisariat. Żaden z tych obowiązków nie został prawidłowo wykonany.

Co szczególnie bulwersuje, to fakt, że w internecie krążył film, na którym Maksymilian F. groził policjantom: „jeśli się do mnie zbliżą, to pierwszy otworzę ogień”. Zrobił dokładnie to, co zapowiadał.

Pościg i aresztowanie

Po ucieczce z radiowozu rozpoczęła się szeroko zakrojona obława. Nad ranem, w sobotę 2 grudnia, policja odnalazła Maksymiliana F. w okolicach wrocławskiego ZOO. Został zatrzymany i przewieziony do prokuratury. Początkowo przedstawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa, który później – po śmierci funkcjonariuszy – został zmieniony na zabójstwo.

W przypadku skazania groziło mu dożywocie. Nawet w najłagodniejszym wariancie mógłby ubiegać się o warunkowe zwolnienie dopiero po 25 latach, czyli mając 69 lat.

Dwukrotna ekspertyza: niepoczytalny

Zanim jednak sprawa trafiła do sądu, śledczy z Prokuratury Krajowej we Wrocławiu zaczęli mieć poważne wątpliwości co do stanu psychicznego Maksymiliana F. Zdecydowano się powołać zespół biegłych psychiatrów ze Szczecina, którzy po zbadaniu podejrzanego orzekli jednoznacznie: w chwili popełnienia czynu był całkowicie niepoczytalny. Oznacza to, że nie był w stanie kierować swoim postępowaniem ani rozumieć znaczenia swoich działań.

Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, prokuratura zwróciła się o kolejną opinię – tym razem do zespołu biegłych z Warszawy. Druga ekspertyza w pełni potwierdziła ustalenia pierwszej. Maksymilian F. był w momencie przestępstwa całkowicie niepoczytalny.

Zgodnie z przepisami prawa karnego osoba niepoczytalna nie może odpowiadać za popełnione czyny, nie może zostać osądzona ani skazana. W związku z tym prokuratura skierowała do sądu wniosek o umorzenie postępowania i zastosowanie wobec Maksymiliana F. środka zabezpieczającego w postaci przymusowego leczenia psychiatrycznego.

Leczenie zamiast kary – ale na jak długo?

Jeśli sąd przychyli się do wniosku prokuratury, Maksymilian F. trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Taki środek może trwać znacznie dłużej niż kara pozbawienia wolności. Co pół roku sąd będzie otrzymywał opinię lekarzy o stanie zdrowia pacjenta i podejmował decyzję, czy dalsze leczenie jest konieczne. Nie ma jednak górnego limitu trwania takiego środka – może on trwać nawet do końca życia, jeśli specjaliści uznają, że mężczyzna nadal stanowi zagrożenie dla otoczenia.

W praktyce oznacza to, że choć Maksymilian F. nie stanie przed sądem za zabicie dwóch policjantów, to nie jest wykluczone, że nigdy nie odzyska wolności. Jeśli lekarze nie stwierdzą poprawy zdrowia psychicznego, pozostanie w szpitalu zamkniętym tak długo, jak będzie to uzasadnione.

Rodziny w żałobie, odpowiedzi wciąż brak

Choć śledztwo zbliża się do końca, dla rodzin zamordowanych funkcjonariuszy nie ma ukojenia. Stracili bliskich w dramatycznych okolicznościach, a odpowiedzialny za ich śmierć nie poniesie kary w powszechnie przyjętym wymiarze. Pojawia się też pytanie, czy tej tragedii można było uniknąć, gdyby procedury zostały należycie dochowane, a wcześniejsze sygnały ostrzegawcze potraktowano poważnie.

Czytaj też:
Maksymilian F. nie był skuty kajdankami? Nowe relacje ws. śmierci policjantów we Wrocławiu

Czytaj też:
Funkcjonariusze odsłaniają kulisy pracy. „Tak naprawdę na dziś nie ma policji”