Skip to main content
Wiadomości

Zbigniew Ziobro przed komisją. „Z prawdziwym przesłuchaniem ten spektakl nie miał nic wspólnego”

Autor 30 września 2025Brak komentarzy

Dopiero za dziewiątym razem udało się doprowadzić Zbigniewa Ziobrę przed komisję śledczą badającą zakup i sposób używania przez władzę PiS inwazyjnego programu do inwigilacji Pegasus. Program został kupiony za środki z Funduszu Sprawiedliwości, nad którymi nadzór miał właśnie Ziobro jako minister sprawiedliwości.

Polityk osiem razy nie stawiał się przed komisją, najpierw zasłaniając się chorobą, a później po prostu ignorując jej wezwania. Komisja nakładała na niego kary pieniężne, co nie przynosiło żadnych skutków, sądy nakazywały doprowadzenie go przez policję, co swój finał znalazło dopiero w poniedziałek, 29 września.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

— To doprowadzenie to w teorii najostrzejsza sankcja, a realnie skończyło się tym, że Ziobro miał darmowy, priorytetowy transport z lotniska, bo na lotnisku zgarnęła go policja. Nie tak to wszystko powinno wyglądać — mówi Onetowi mec. Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej i sędzia Trybunału Stanu. — W tej sprawie zadziało się coś, co normalnie w wymiarze sprawiedliwości nie dzieje się nigdy, albo niesłychanie rzadko. Bo komisję śledczą, jeśli chodzi o jej uprawnienia, można porównać do prokuratury lub sądu. Wyjaśniam wszystkim — to, co widzimy dziś, w niczym nie przypomina przesłuchania przez któryś z tych organów — podkreśla.

Zwykły „Kowalski” osiem razy nie stawia się w sądzie? „Nie ma takiej opcji”

Mec. Rosati wskazuje, że to „miganie się” przed komisją i unikanie jej, co Ziobro zrobił osiem razy, w tzw. normalnym życiu nie zdarzyłoby się nigdy. — Nie ma opcji, żeby „zwykły zjadacz chleba” tak się zachował. Bo gdyby przysłowiowy „Kowalski” próbował nie stawiać się w sądzie lub w prokuraturze, gdzie miałby zeznawać jako świadek, to ten stan rzeczy zostałby ukrócony bardzo szybko — zaznacza prezes NRA.

— Nie za dziewiątym, ale za drugim lub trzecim razem. Wymiar sprawiedliwości bardzo szybko by takiego „migającego się” znalazł i wyegzekwował stawiennictwo. Tu jednak zawiodła komisja, kiedy pod koniec stycznia po prostu sobie poszli i do przesłuchania nie doszło. Jakby nie mogli na świadka poczekać. Tu wyszedł z nich brak doświadczenia, bo normalnie nie ma żadnej ujmy, jak sąd pół godziny lub godzinę czeka na świadka — wyjaśnia mec. Rosati. — A pan Ziobro z nas wszystkich kpił, to oczywiste — przekonuje.

Swobodny ciąg skojarzeń Ziobry. „Komisja nie powinna na to pozwolić”

Podczas wielogodzinnego składania zeznań Ziobro pomawiał i obrażał różne osoby publiczne, choćby mec. Romana Giertycha czy Sławomira Nowaka, byłego ministra transportu, obu nazywając przestępcami. Zbaczał z tematu, unikając odpowiedzi na pytania posłów i mówił to, co planował powiedzieć, a nie to, o co pytała komisja.

— Można było odnieść wrażenie, że on jest podczas tego przesłuchania, bo to miało być przesłuchanie, traktowany z jakimiś specjalnymi względami. Nie tak to powinno wyglądać — mówi mec. Rosati. — Ale to jest problem tej komisji, oni nie wiedzą i nie nauczyli się, jak powinna wyglądać czynność przesłuchania świadka, której zasady reguluje kodeks postępowania karnego. Świadek ma mówić na temat i odpowiadać na pytania, a nie prezentować swój ciąg skojarzeń — podkreśla.

— Ten brak praktyki posłów był tu szczególnie jaskrawy. Bo członkowie komisji nie powinni komentować ani wyrażać swoich poglądów podczas słuchania zeznań. A świadek nie powinien uciekać w dowolne wątki, przewodnicząca komisji powinna go natychmiast dyscyplinować, a tego zabrakło — zaznacza prezes NRA. — Komisja toleruje to, co chce robić świadek, to jest spektakl medialny. Nigdy nie powinni na to pozwolić — przekonuje.

— Tym bardziej że komisja bada sprawę niesłychanie poważną. To nie jest dyskusja o jakimś mitycznym Pegasusie, ale o tym, czy w demokratycznym państwie władza publiczna może zbierać i gromadzić informacje o obywatelach inne niż niezbędne. O tym, czy władza może łamać tajemnicę komunikowania się i prawo do prywatności, czyli prawa i wolności osobiste zagwarantowane w konstytucji. Wreszcie, to badanie tego, jak doszło do sytuacji, w której służby wykorzystywały najbardziej zaawansowane i inwazyjne techniki do inwigilacji obywateli. A my oglądamy jakiś cyrk — podsumowuje mec. Rosati.