Skip to main content

Czego chcą użytkownicy Microsoftu? Najwyraźniej nie subskrypcji! Użytkownicy odpływają do konkurencji mającej w tej kwestii zdecydowaną przewagę.

Współczesny pakiet Office to już nie jest to co dawniej. Ciągłe bombardowanie użytkowników subskrypcjami, dodatkowymi funkcjami i pchanie coraz mniej intuicyjnego wyglądu, w końcu zaczyna odbijać się czkawką. Wzrastająca grupa ludzi zaczyna po prosu szukać alternatyw, które nie przytłaczają nowościami, których w gruncie rzeczy nie chcą. Jeżeli jeszcze przy tym da się nie płacić? Cóż, matematyka się zgadza!

Złe wieści dla Microsoftu. Użytkownicy wolą darmowy produkt

Jedni się cieszą, drudzy muszą zacząć analizować sytuację, jak nie tracić użytkowników. Okazuje się, że ludzie mają już trochę dość, czego dowodem jest niespodziewany sukces darmowego i open source’owego odpowiednika. LibreOffice, bo o tym programie jest mowa, jest dostępny na Windowsy, Linuxy, a nawet na macOS. Do tego w uczciwej, darmowej cenie.

Depositphotos

W zaskakującym obrocie wydarzeń LibreOffice zaliczyło najlepszy tydzień od 2023 roku. Niemalże milion użytkowników sięgnęło po darmowy odpowiednik Microsoft Office, z którego plikami jest zresztą kompatybilny. Tak samo jak w płatnym programie, tak i w Libre można edytować tekst, prezentację czy arkusze z obliczeniami jak w Excelu. Sukces przyszedł przy okazji premiery najświeższej wersji, którą wydano w minionym tygodniu.

Użytkownicy po prostu mają dość, koniec z dodatkami

Skąd właściwie takie zainteresowanie nagle innymi opcjami? Patrząc na obecny stan świata technologicznego, odpowiedź nasuwa się sama – nikt nie dba o opinię użytkownika. Z jednej strony ludzie się zachłysnęli i oczekują pewnych rozwiązań sztucznej inteligencji oraz integracji z chmurą, ale ile można? Tym bardziej, że można odnieść wrażenie, jakby giganci branży skupili się na własnym wyścigu, zamiast oczekiwań swojego prawdziwego źródła dochodu, czyli klientów. Jest to zresztą opinia, którą podziela także przedstawiciel fundacji odpowiedzialnej za LibreOffice, The Document Foundation.

Czytaj dalej poniżej

„Oni (użytkownicy LibreOffice, przyp. red.) nie chcą subskrypcji, ani też nie potrzebują „pomocnej” sztucznej inteligencji, wciskającej nos w ich pracę. Przypomina to im stare, złe czasy Clippy’ego”

Powiedział Mike Saunders, wspominając maskotkę Worda sprzed lat, spinacz, który pukał w szybę monitora, a który wielu może wciąż pamiętać. Osoby wymagające posiadania programów typowo potrzebnych do obowiązków zawodowych, chcą czegoś przejrzystego i łatwego w obsłudze. Dodał także, że nie ma żadnych planów, aby sztuczna inteligencja się pojawiła w ich programach. Naturalnie the Document Foundation jest świadoma wartości dodatniej rozwiązań AI, lecz mocno zachęca deweloperów do rozsądnego użytku tej technologii, gdy będą tworzyć wtyczki do LibreOffice.

Co więcej, analityk z amerykańskiej firmy Gartner, zwraca także uwagę na niezależność LibreOffice w stosunku do konkurencji. Darmowa alternatywa Microsoftu, wykonuje pracę przy użyciu faktycznego sprzętu, nie potrzebuje do swoich operacji chmury. Problemem jest jednak to, że potrzeba specjalistów wyznaczonych konkretnie do pielęgnowania LibreOffice.

Czy Microsoft ma w ogóle czego się obawiać? I tak i nie

Raczej gdy się rozmawia o jednej z największych firm na świecie, nie myśli się o tym, że może czuć zagrożenie od czegoś mniejszego, a do tego open source’owego. Trzeba jednak pamiętać, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i tacy giganci technologiczni nie lubią utrzymywać stanu innego niż nieskończenie rosnącego.

„Kalkulujemy, że z LibreOffice korzysta około 200 milionów osób, lecz warte jest, aby utrzymać w pamięci, że szanujemy prywatność naszych użytkowników i ich nie śledzimy, więc nie możemy być pewni na 100%”, mówił Saunders

200 milionów użytkowników to więcej niż połowa globalnych klientów subskrypcji Microsoft 365. Oni zaś generują dziesiątki miliardów dolarów każdego roku. Mając to na uwadze, łatwo jest się domyślić, że chociaż sytuacja nie jest alarmująca, to na pewno nie jest także wygodna. Tyle osób oraz traconych 1 milion potencjalnych klientów tygodniowo, oznacza o wiele mniej pieniędzy wpływających do Microsoftu. Zatem czy ma się czego gigant obawiać? Nie. Czy boli potencjalny brak kolejnych miliardów? Jak najbardziej.

Źródło: computerworld, documentfoundation