Powódź, która zniszczyła życie setek rodzin w regionie, pozostawiła za sobą nie tylko zalane domy i zdewastowane mienie, ale także gorzki smak walki z ubezpieczycielami oraz urzędniczą opieszałością. Pan Przemysław, mieszkaniec Stronia Śląskiego, dzieli się z nami poruszającą historią.
Mieszkaniec Kotliny Kłodzkiej oszacował swoje straty na 70 tys. zł. Ubezpieczyciel, po szybkiej kalkulacji, wypłacił mu… tysiąc zł. — To są śmieszne pieniądze. Wynająłem rzeczoznawcę, który oszacował szkody na 150 tys. zł. Od dwóch tygodni czekam na odpowiedź. Czuję się zdeterminowany i zmęczony. Ta sytuacja odbija się na nas wszystkich, prowadzi do kłótni w rodzinie – mówi z wyraźnym zmęczeniem.
Rodzinny dom pana Przemysława, mimo że stoi na wzniesieniu, został zalany do wysokości 1,5 m. Ekspertyza inżyniera wskazuje, że budynek wymaga rozbiórki. Niestety, dom znajduje się w gminnym rejestrze zabytków, co blokuje szybkie działania. — Konserwator stwierdził, że budynek nadaje się do odbudowy — dodaje rozgoryczony mężczyzna.
„Czas ucieka”
Na przeszkodzie stoi również brak decyzji o tzw. czerwonych strefach, które określają, co można odbudować, a co nie. — Nie mamy pewności, czy możemy burzyć stary dom i budować nowy. Wszyscy czekamy na odpowiedź, a czas ucieka. Zima za pasem, pierwszy śnieg już spadł. W tym roku na pewno nie zdążymy zrobić nic – mówi pan Przemysław, wskazując na ściany popękanego budynku.
Pan Przemysław nie jest jedyną osobą w rodzinie, która walczy z następstwami powodzi. Jego brat, którego dom został zalany na wysokość dwóch metrów, stracił cały dobytek. Początkowo obiecano mu 400 tys. zł odszkodowania, ale w ostatniej chwili kwota została zmniejszona do 110 tys. zł.
— Spotykam się z dziesiątkami ludzi w podobnej sytuacji. Jedna osoba stwierdziła, że jest zadowolona z ubezpieczyciela. Jeden przypadek na setki. Reszta to rozczarowanie i walka o każdą złotówkę – podsumowuje.